Kategorie
Bez kategorii

Puść to

Dziś podczas przygotowywania obiadu poczułam napięcie w ciele. Jakby strach znowu zaczął blokować wszystko, co robię, co chciałabym zrobić. Niekoniecznie w kontekście jedzenia.

Poczułam w sobie ciężar blokad i fałszywych przekonań, jakie noszę w sobie przez całe życie. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, skąd to w sobie mam? Dlaczego to do mnie przyszło? Dlaczego teraz? Czułam, że to nie jest moje. To nie jest zgodne z tym, w co wierzę, czego na najgłębszych płaszczyznach pragnę i potrzebuję. Odpowiedź przyszła po chwili – zawsze jak gąbka przyjmowałam stany emocjonalne innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy chcieli mieć na mnie wpływ. Rodziców, nauczycieli katechetek, księży etc. Nie nauczono mnie stawiania granic. Nie umiałam powiedzieć „nie”. Nie wiedziałam, kiedy mogłabym to zrobić, w jakiej sytuacji. Myśli i emocje innych przyjmowałam za swoje. Inni zawsze wiedzieli lepiej, co powinnam, a czego nie, i dlaczego. Tak że tak…

Z drżącym ze strachu i napięcia ciałem powiedziałam sobie w środku „to nie jest mój strach. To nie są moje ograniczenia. Tylko ich.”, i poczułam, jak bardzo to ze mną rezonuje. Jak bardzo wyzwala. Poczułam ulgę, moje ciało zaczęło się rozluźniać. Puściłam to, co nie było moje. Przestałam kurczowo trzymać się tego, w co nie wierzę, co nie jest zgodne z moim sercem.

To kolejny mały – wielki krok w kierunku wyzwolenia, odzyskania siebie. Krok w stronę mojej prawdy. Krok w stronę samej siebie i swoich planów.

Kategorie
Bez kategorii

Duchowość a seks

Mam wrażenie, że kręcę się w kółko. Bardzo często dochodzę do wniosku, że kwestie, które ostatnio mnie męczą, mają wspólny rdzeń – obraz kobiety w naszej kulturze, w Kościele. Motam się pomiędzy tym, jaka jestem, a jaka powinnam być. Motam się, choć wcale tego nie chcę ani o tym nie myślę. To dzieje się zbyt głęboko, by móc szybko rozprawić się z tematem. O co konkretnie chodzi?

Ten rok obfitował w dyskusje na temat tego, co wolno kobietom, a czego absolutnie nie. Stawianie granic, świadomość swojego ciała, złość, agresja i brzydkie słowa… Takie zachowanie nie przystoi damie. Choćby nawet chodziło o obronę swoich praw, o wolność.

Jaki obraz kobiety religijnej przedstawiano mi jako wzór? Wierząca nie jest dumna ze swojego wyglądu, swojego ciała, swoich zalet, osiągnięć. Nie obnosi się tym. Nie wypada, bo to próżne. W zasadzie nie jest ich świadoma, nie ma na to czasu. Kobieta ma być czysta, pokorna, skryta i zakryta, bezpłciowa i bezcielesna, do granic uległa, oddana rodzinie i zarobiona po pachy. Ubrana tak, że nic nie widać, najlepiej w worek pokutny, bo kobiece ciało to siedlisko grzechu, źródło pokus i zła. Powinna trzymać się z dala od mężczyzn, bo chłop, jak to chłop, nie panuje nad zwierzęcym popędem. Kobieta jest za to odpowiedzialna. Oczywiście nie wolno dotykać swojego ciała, poznawać go w samotności. Cała edukacja seksualna i samoświadomość w magiczny sposób są nam dane z Niebios w chwili zawarcia związku małżeńskiego, wiadomo. Zresztą po co kobietom taka wiedza? Mąż wie wszystko. Wystarczy słuchać, przytakiwać, zgadzać się i nie wybrzydzać. Brzmi znajomo? Jak żyją nasze mamy, jak żyły babcie? Pomyśl, zapytaj, porozmawiaj. Nie wyobrażam sobie takiego życia. Właściwie nie wiem, jaką trzeba być, żeby nikt się nie czepiał. Nie zwracać na siebie uwagi, nie zabierać głosu, niczego nie chcieć, nie wyróżniać się, nie wyglądać, nie myśleć… nie istnieć? Ideał.

Jeszcze większy problem zaczyna się wtedy, gdy uroda jest ciut lepsza niż przeciętna, gdy masz coś do powiedzenia, wyróżniasz się z tłumu i nie przyjmujesz wszystkiego za pewnik. Masz wątpliwości i ciągle zadajesz pytania „Dlaczego? Po co?”. Dramat. Wtedy czujesz, że jesteś ciężarem, jesteś winna dlatego, że jesteś i jaka jesteś. Jakbyś osobiście odpowiadała za to, jakie masz ciało. Stworzone zostało na zamówienie, prawda? Brałaś udział w akcie stworzenia i ubłagałaś Boga, żeby przydzielił taki biust, takie wcięcie w talii, takie biodra i pośladki, takie nogi oraz taką twarz i włosy, żeby kusić, uwodzić i nęcić. O niczym innym nie marzysz. Zwłaszcza na Mszy. Żyjesz po to, by wodzić na pokuszenie i siać zamęt wśród księży. Wszystko po to, by czuć się potępianą podczas kazań o czystości i ideale kobiety. To temat hot number one!

Jak ładna, to zapewne głupia, pusta i łatwa, nie ma nic do powiedzenia. Znasz to? Bo ja tak. Choć nigdy nie uważałam siebie za piękność, to w poczucie winy i wstyd byłam wpędzana notorycznie. I ciągle mam z tym problem, choć myślałam, że uporałam się z tematem. Jak wspomniałam, na co dzień o tym nie myślę, ale są takie sytuacje, w których mózg staje w poprzek. Bo jak połączyć potrzebę czucia się dobrze sama ze sobą, dbania o swój wygląd z potrzebą rozwoju duchowego? Jak pogodzić wiarę z chęcią podobania się sobie i mężowi? Czy uduchowiona może być atrakcyjna? Wolno jej czuć podniecenie? Czy duchowość może być pociągająca? Czy duchowość i cielesność muszą wykluczać się wzajemnie?

Pytania może dziwne, ale gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że jestem wizażystką czyli w pracy skupiam się na wyglądzie kobiet, na tym, by bardziej podobały się sobie i innym… Gdzieś z tyłu głowy czuję wstyd, że poświęcam się czemuś tak banalnemu, próżnemu, pustemu i zbędnemu. Robię makijaże i układam fryzury. Czymże to jest wobec wieczności? „Czego to baby nie wymyślą!”. Albo z drugiej strony – jestem żoną i matką. Dzieci nie znalazłam w kapuście ani nie dobiłam targu z bocianem. Szczerze, mam problem z ułożeniem sobie w głowie, że seks nie wyklucza rozwoju duchowego w relacji. Rozwój duchowy nie blokuje seksualności. Ona też jest od Boga, choć tak marginalizowana, nawet demonizowana w Kościele. Im głębiej chcę wejść w duchowość, tym bardziej odczuwam te blokady. Im bliżej Boga, tym głośniej grzmi w mojej głowie „ale czy wypada?”. Niezła paranoja. Ot, los polskiej kobiety w polskim Kościele Katolickim. Welcome!

Gdy się uwolnię, poczuję ogromną ulgę.

Kategorie
Bez kategorii

Życie

„Życie jest czymś, co przydarza się nam w czasie, gdy jesteśmy zajęci planowaniem innych rzeczy.”

Anthony de Mello „Przebudzenie”

Jestem mistrzem okłamywania samej siebie i zagłuszania tego, co podpowiada mi intuicja, co czuję w głębi serca.

Jestem mistrzem uciekania od tego, co trudne i niewygodne, choć czasami rozwiązanie problemu okazuje się być proste i nie wymaga ode mnie wysiłku większego niż początkowy bunt i ucieczka.

Jestem mistrzem zamykania się w sobie, odcinania od świata zewnętrznego, gdy czuję się niezrozumiana i osamotniona. Pogłębiam ten stan na własne życzenie.

Jestem mistrzem racjonalizowania wszystkiego, co oddala mnie od samej siebie.

Jestem mistrzem wmawiania sobie, że świat jest czarno – biały, wszyscy powinni być „tak – tak, nie – nie” i nie istnieje nic pomiędzy. Albo kochasz, albo nienawidzisz. Albo jest cudownie i zostajesz, albo coś się psuje i uciekasz. Nie da się naprawić, prawda? Nie da się nabrać dystansu, zmienić perspektywy i zacząć to samo jeszcze raz, od początku.

Jestem mistrzem odmawiania sobie prawa do pomyłki, do błędu, wątpliwości i poszukiwań. Powinnam była urodzić się ze skonkretyzowanym planem na całe życie: od poczęcia przez zdobywanie wykształcenia, pracy w zawodzie aż do naturalnej śmierci w wieku przynajmniej 89 lat. Bo tak. Żadnych odstępstw, zmian, rozstań, gwałtownych zwrotów akcji.

Jestem mistrzem odkrywania, że życie wcale tak nie wygląda, i ponownego wracania do utartych schematów. A przecież już dostrzegam, już rozumiem, już chcę inaczej i znowu sobie zaprzeczam.

Bo czym tak naprawdę jest życie?

Czy życie jest równoznaczne z sytuacją życiową? Czasem cholernie trudną, a czasem do znudzenia spokojną. Czasem pokomplikowaną do granic możliwości, czasem do granic wypełnioną rutyną. Czy życie to to, co aktualnie się wydarza? Czy życie to wspomnienia dawnych, pięknych chwil? Tęsknota za tym, co przeminęło? Żal niewykorzystanych szans? Ach, jak to potrafi męczyć, dzień i noc. Zatracamy się w tym, czego nie ma. A może życie to cudowne plany na przyszłość? Może wiara w to, że jak on się zmieni, to będzie lepiej? Albo jak ona przestanie, to wreszcie coś się poprawi. A może znalezienie/zmiana pracy mnie uszczęśliwi? Od tej przyszłości zależy tak wiele, że nie dopuszczamy do siebie myśli, że może ona nigdy nie nadejść.

A życie toczy się dalej. Mijamy się z nim w pogoni za iluzją. Za tym, czego już nie ma lub nie będzie. Życie to ten wewnętrzny głód, którego nic, co materialne, nie może zaspokoić. Życie to nasze najgłębsze pragnienia, od których nie da się uciec. One nie przemijają wraz ze zmianą stanu konta, stanu cywilnego czy jakąkolwiek inną zewnętrzną zmianą. Nie zaspokoi ich nikt z naszego otoczenia – mąż/żona, dzieci, terapeuta, spowiednik, przyjaciel, ani nawet kochanek/kochanka. Nikt nie ugasi naszego wewnętrznego ognia, jeśli nie zajmiemy się nim my sami. A każdy z nas czuje, co powinien, a czego nie powinien zobić. Każda z nas dobrze wie, co skrywa na dnie serca.

To jest życie – energia, która popycha nas w głąb siebie, która zaprasza nas do poznania swojej prawdy i postępowania w zgodzie z nią. Życie w zgodzie z tym, co podpowiada nam serce. Życie w zgodzie z życiem. Życie pełnią życia.

Jestem mistrzem wpadania w utarte schematy, które oddalają mnie od mojej pełni.

Chcę być mistrzem powrotu.

Kategorie
Bez kategorii

Czy Bóg jeszcze jest w polskim Kościele?

Piszę to na gorąco, pełna emocji po przesłuchaniu rozmowy Magdy Mołek z reporterką Justyną Kopińską.

Podczas słuchania tej rozmowy kilka razy zalałam się łzami, zrobiło mi się słabo, niedobrze, miałam odruch wymiotny i musiałam przerwać słuchanie, żeby się opanować. A to tylko rozmowa o pracy reporterskiej dotyczącej skandali i bestialskiej przemocy osób życia konsekrowanego w polskim Kościele Katolickim. Tylko. Mrozi krew w żyłach bardziej niż najostrzejszy horror, bo to prawda, a nie fikcja kina.

Do jakiego Kościoła ja należę? W imię czego milczę i udaję, że nie wiem? Dlaczego posłałam dziecko na lekcje religii, choć tak bardzo boję się tego, że siostra zakonna będzie je straszyć grzechem, potępieniem, piekłem i wzbudzi nienawiść do ciała, pogardę wobec samego siebie? Zmiażdży kobiecość, wznieci niechęć wobec inności. Dlaczego tak bardzo boję się tego, co powiedzą inni? Dlaczego nie znajduję w sobie tej siły, która pozwoli mi odejść i tym samym stanąć w niemej obronie tych, którzy zostali okrutnie skrzywdzeni? Moja postawa nie polepszy ich sytuacji, wiem, ale z czystym sumieniem będę mogła powiedzieć: „Słyszę Twój ból, rozumiem Cię, też nie rozumiem ich, jestem z Tobą.”. Piszę to i biję się w pierś, jakbym czuła się współwinna. Może słusznie?

Ile jeszcze szamba musi wybić, żebyśmy wreszcie zauważyli ten syf i przestali się oszukiwać?

Kościół musi upaść. Innej drogi nie ma. Runie jak domino, jak domek z kart, bo jeden sprawiedliwie oskarżony i osądzony pociągnie za sobą innych, kolegów „po fachu”. Na co z niecierpliwością czekam.

A co ja teraz mogę zrobić? Stanąć w prawdzie. Z szacunkiem wobec siebie i swoich najbliższych. Z szacunku dla ofiar, które nie doczekały się zadośćuczynienia.

Jestem osobą wierzącą, ale nie ślepą.

Kategorie
Bez kategorii

Ten czas

Może Ty też znajdujesz się teraz w takim momencie życia, że ewidentnie coś jest nie tak?

Może całym/całą sobą czujesz, że potrzebujesz zmian?

Może Twoja sytuacja życiowa tak się pokomplikowała, że po prostu nie możesz już dłużej żyć tak, jak do tej pory?

Może przeczuwasz coś, co wymaga naprawy i to nie daje Ci spokoju?

Może intuicja popycha Cię w pewnym kierunku, ale masz obawy, bo wszyscy dookoła próbują Ci wmówić, że przesadzasz, że zgłupiał_ś i wymyślasz, a przecież inni mają gorzej…?

Może masz ochotę rzucić wszystko w cholerę i zacząć od nowa?

Może podskórnie czujesz, że powinieneś/powinnaś stanąć w obronie swoich uczuć, przekonań, wartości, choćby cały świat miał obrócić się przeciwko Tobie?

Może to jest właśnie ten czas?

Czas na zrozumienie tego, co w nas jest, co się w nas dzieje i skąd to wszystko się bierze.

Czas na uważność i kontakt ze swoim wnętrzem.

Czas na szacunek wobec swojego serca i ciała.

Czas na słuchanie intuicji.

Czas na czułość wobec siebie.

Czas na trwanie przy sobie, na okazanie sobie wierności i zaufania.

Obiecaj mi, a ja obiecam Tobie, że tak właśnie będzie. Że skupimy się na budowaniu dobrej relacji z samą/samym sobą, że będziemy wobec siebie lojalni. Bez względu na to, co powiedzą inni.

Niech to będzie Twój i mój czas.

Okaż sobie czułość.

Kategorie
Bez kategorii

Duchowość

Jakie są Twoje skojarzenia z tym hasłem?

Czym dla Ciebie jest duchowość?

Czy to słowo jest pełne życia? Dokąd Cię prowadzi?

A może jest ono martwe, obojętne? Zarezerwowane dla kilku wybranych.

W moim poczuciu duchowość to patrzenie w głąb siebie, samoświadomość. Jest to przestrzeń, w której odnajduję odpowiedzi na najważniejsze pytania, np. „kim jestem?”. Jest to ta część składowa mnie, która wartościuje wszystko inne, nadaje sens mojej sytuacji życiowej, moim wysiłkom, mojemu ciału, patrzeniu na siebie, świat i innych ludzi.

Bo czym jest nowy dzień, nowe szanse i możliwości, kiedy nie wiem, po co żyję i czego chcę? Czy będę umiała je właściwie wykorzystać? Jakie znaczenie ma moje życie, kiedy nie wiem, dokąd zmierzam i co ze mną będzie, gdy zasnę po raz ostatni? Ile warte są moje relacje i ile mam w sobie miłości, zrozumienia dla drugiego człowieka, kiedy nie rozumiem i nie kocham prawdziwie samej siebie? Świadomość nadaje sens i wartość każdej, nawet najmniejszej decyzji.

Jeśli chcesz nawiązać kontakt ze sobą, chcesz odnaleźć swoją głębię, „wejdź do swej izdebki”, zanurz się w swojej ciszy. Nie uciekaj przed tym, co tam zastaniesz, co usłyszysz. To jesteś Ty z całą Twoją historią życia. To Twoja prawda.

Nie oceniaj, nie wyrzekaj się. Przyjrzyj się temu, jak_ jesteś, zaakceptuj, przyjmij bez oceniania, weź w ramiona i ukochaj. Samego/samą siebie.

Duchowość to ta najgłębsza intymność, do której sami boimy się wejść. Tam czeka Bóg.

„A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”

Mt 6, 6
Kategorie
Bez kategorii

Pragnienie

Jest czas buntu i czas powrotu.

Czas frustracji i oczyszczenia.

Czas pogoni za iluzją i poznania prawdy.

Czas pretensji do świata o mój ból i czas podejmowania własnych decyzji.

Czas pustki i pragnienia.

Czas tkwienia w prawie, rozliczania, osądzania i czas odrodzenia, zrozumienia, akceptacji, przyjmowania bez oceny.

Nie ważne, gdzie teraz jesteś. Nie ważne, z czym się utożsamiasz. Ważne jest to, czy odnajdujesz w sobie iskrę, która popycha Cię ku poszukiwaniom. Czy masz w sobie pragnienie poznania prawdy? Czy ciągle zadajesz sobie pytania: „Dlaczego? Dlaczego mam robić to, a tego mi nie wolno? Dlaczego mam być właśnie tak_? Skąd to wszystkio się wzięło? Dokąd zmierza? Kim jestem? Czego chcę? Czego mi brakuje? Czego nie już chcę? Co mi przeszkadza, co męczy? Dlaczego w tym tkwię? Co mi to daje? No i po co to wszystko?”.

Szukaj odpowiedzi. Nie ustawaj. Pragnienie doprowadzi Cię do odpowiedzi.

To jest bardzo proste, dlatego wymaga wielkiej odwagi i determinacji.

Droga do prawdy i do samego siebie jest bardzo krótka, dlatego jest tak trudna i wydaje się niemożliwa.

A ja czuję w głębi serca, że Ty już znasz te odpowiedzi. Przychodzą w momentach, kiedy się nie spodziewasz, kiedy się zapominasz. W cichej minucie przed snam, na modlitwie, jako przebłysk monotonnej rzeczywistości. One nie są jak rozświetlone billboardy reklamowe, które krzyczą do nas z każdej strony. Te odpowiedzi są ciche, subtelne i wytrwałe. Nie pozwalają o sobie zapomnieć. Jestem przekonana, że je słyszał_ś, że wiesz dobrze, o czym mówię.

Może za tym pójdziesz? Choćby teraz.

Co masz do stracenia?

„Niebo nie jest odległe. Ono zaczyna się tam, gdzie początek ma Twoje pragnienie”

Kategorie
Bez kategorii

Święta, święta i… Co dalej?

A gdyby tak na jakiś czas zapomnieć o tym, co nas denerwuje i nie myśleć o tym, co boli…

Gdyby tak coraz częściej dostrzegać człowieka w drugim człowieku, otwierać się na niego z życzliwością i uśmiechem…

Gdyby tak nie patrzeć na to, co nas dzieli i doszukiwać się w każdej relacji tego, co nas jednoczy i zbliża…

Gdyby tak całą swoją energię skupiać na tym, co w nas najlepsze, najpiękniejsze, co nas umacnia, co jeszcze jest do odkrycia… Wady były, są i będą, ale nie po to, by nas dobijać, lecz po to, by motywować do działania.

A gdyby tak patrzeć na innych przez pryzmat zrozumienia zamiast oceny? Każdy z nas dźwiga ciężar swoich doświadczeń. Nie masz pojęcia, ile waży bagaż Twojego sąsiada czy koleżanki z pracy. Jaki dystans mają za sobą, ile jeszcze przed nimi. Nie oceniaj. Spróbuj zrozumieć. Poklep po ramieniu, czasem to wystarczy.

Gdyby tak uświadomić sobie, że często w drugim człowieku najbardziej wkurza nas to, z czym sami mamy problem… Może przestalibyśmy obwiniać innych za swoje problemy, niedociągnięcia, słabości? Wszyscy mamy jakieś oczekiwania i wyobrażenia względem ludzi i świata, tylko ludzie i świat nie mają obowiązku ich spełniać.

Gdyby tak przestać marudzić, że już po Świętach, znowu praca, obowiązki, gonitwa nie wiadomo za czym, wyścigi w rankingach pracowników… Każdy pójdzie w swoją stronę, kontakt się osłabi, bo brak czasu…

Gdyby tak przedłużyć ciepłą atmosferę Świąt… Zacznijmy od siebie, swojej postawy, swoich oczekiwań, od zrozumienia swojego serca. Kiedy pogodzimy się sami ze sobą i zaakceptujemy przeszłość ze wszystkimi błędami, nasze życie wypełni pokój, radość, wyrozumiałość, akceptacja, kreatywność, energia do życia, chęć do działania. Kiedy sami jesteśmy pełni dobra, możemy obdarowywać nim naszą codzienność. Wtedy wszystko zaczyna zmieniać się na lepsze.

To jest prawdziwa „magia Świąt” – gdy pozwalamy sobie na dobroć, szukamy jej, doświadczamy jej i dajemy ją innym, a nasze serca się uwrażliwiają. Kiedy pozwalamy sobie na błędy, godzimy się z nimi w pełni miłości, akceptacji i pocieszenia dla samego siebie, gdy traktujemy tak samo innych ludzi. Gdy okazujemy serce tym, którzy zagubili swoje i pomagamy im je odnaleźć.

Życzę Ci, by Twoje najpiękniejsze Święta były w Tobie tak długo, jak to tylko możliwe. Niech kwitną i wydają owoce. Niech dzięki temu świat staje się piękniejszy.

Kategorie
Bez kategorii

Byłem, Jestem, Będę.

„Zatrzymajcie się i wiedzcie, że Ja jestem Bogiem,

jestem ponad narodami, jestem ponad ziemią!”

Psalm 46

Bóg, Jestem, Sędzia, Opatrzność, Wszechmogący, Jahwe, Ojciec, Święty, Alfa i Omega, Najwyższy, Pan, Przedwieczny, Wiekuisty, Dobry Pasterz, Ojciec Niebieski, Wszechojciec, Wszechwładny, Król Niebios, etc…

Kim jest Twój Bóg? Jak Go nazywasz? Co ta nazwa oznacza? Czy nadawanie Bogu imienia zbliża Cię do Niego? Czy da się nadać Mu imię? Da się Go zamknąć w słowa? Co znaczy „Bóg”?

Pytania trudne i kluczowe. Jak często je sobie zadajemy? Ja nie znam Twoich odpowiedzi. Możesz je znaleźć jedynie w sobie. W ciszy i samotności. Odrzucając wszystko, co do tej pory było oczywiste, proste i łatwe. Odrzucając przekonania, wychowanie, środowisko, lekcje religii i kazania w kościele. Kwestionując wszystko, co pewne, co do tej pory tworzyło Twój świat.

Bo czy świat, który znasz, tak naprawdę jest Twój? Czy bliska Ci jest religia, w której Cię wychowano? Czy modlitwa, której Cię nauczono, daje Ci ukojenie? Czy jest odpowiedzią na pragnienie? Czy wiara wypływa z głębi Twojego serca, z Twojej istoty? Czy może jest jedynie obowiązkiem narzucanym Ci od najmłodszych lat? Kim jest Twój Bóg? Czy wierzysz w Boga? Czy wierzysz Bogu?

Ja zadaję sobie te pytania od lat. Na początku nie wiedziałam, gdzie szukać odpowiedzi. Walczyłam z wartościami, z których wyrosłam, a które mi nie wystarczały. Walczyłam z przekonaniami, środowiskiem i Kościołem, ale to była walka z wiatrakami. Gdy wreszcie opadłam z sił, odpuściłam i postanowiłam nabrać dystansu, żeby odpocząć. Przestałam szukać winnych za moje zagubienie i frustracje. Zaczęłam szukać ciszy, żeby móc wreszcie usłyszeć samą siebie. Z ciszą przyszło oczyszczenie, odarcie z warstw, w które obrosłam przez prawie 30 lat życia. Trochę bolało. Trochę motałam się pomiędzy pragnieniem swojej prawdy, a lękiem przed tym, co zastanę. Wyjście ze strefy komfortu nie jest przyjemne ani łatwe. Tym bardziej, że wymagało to ode mnie ograniczenia uzależniających relacji, w których szukałam tej prawdy, siebie i każdej odpowiedzi.

Nie oczekuj, że będzie łatwo. Nie będzie. Odpowiedzi same do Ciebie nie przyjdą. Nikt nie poda Ci sensu Twojego życia na tacy. Jeśli Ty nie znasz swojej prawdy, któż ma ją znać? Jeśli Ty nie znasz swoich wartości, któż może je odkryć i docenić? Kto do Ciebie dotrze, jeśli Ty nie znasz drogi do siebie?

A w tym wszystkim jest On – Bóg, Prawda, Istota, Esencja, Absolut, Rzeczywistość Ostateczna, Świadomość. Kryje się w ciszy, która jest przestrzenią do spotkania. Tam, gdzie nie ma już miejsca na pytania czy wątpliwości. Nie ma miejsca na słowa ani doświadczenia. To, co tam spotkasz, przekracza wszystkie wyobrażenia, definicje, oczekiwania, wartości, przykazania i zasady. Wszystko, co znasz, co jesteś w stanie pojąć. Przekracza Ciebie. Jeśli w to wejdziesz, nie będzie odwrotu. Nic już nie będzie takie samo. Stracisz wątpliwości, przywiązania, poczucie braku sensu, zagubienie, osamotnienie i pustkę. Co możesz zyskać? Relację tak głęboką, że zapragniesz zmienić się dla niej.

Cisza

Czym jest cisza? Brakiem hałasu, tak. Ale pójdźmy dalej w skojarzeniach.

„Cisza przed burzą”, „cisza wyborcza” – można tu wyczuć napięcie, oczekiwanie na coś, niepewność, może podenerwowanie.

„Niezręczna cisza”, kiedy zapada w towarzystwie, również niesie ze sobą niepewność, dyskomfort, nieufność, poczucie bycia ocenianym. To rodzi napięcie.

Cisza potrafi być męcząca, przypominać nam o samotności, przywoływać nieprzyjemne wspomnienia lub obawy.

Może też oznaczać zatrzymanie, bezruch, stagnację, bezczynność, zamrożenie, brak rozwoju, niewykorzystane szanse. Żyjemy w świecie, który tego nie toleruje.

Unikamy ciszy, kiedy chcemy uciec przed swoimi myślami, wspomnieniami, lękami, brakiem czyjejś obecności. Uciekamy przed emocjami, obowiązkami, oczekiwaniami, przed wszystkim, co nasz przerasta.

To wszystko wydarza się w ciszy. A więc czym ona tak naprawdę jest? Czy tylko brakiem hałasu? Czy to przed brakiem hałasu uciekasz, włączając telewizor/radio/YouTube/cokolwiek, gdy tylko natężenie bodźców słuchowych w Twoim otoczeniu przeraźliwie spada? A może przed czymś, co drzemie tak głęboko i jest tak przygniecione codziennością, że wystarczy jakiś dźwięk, by znowu zapomnieć? Do następnego razu.

Cisza to przestrzeń, a nie brak hałasu. Przestrzeń spotkania z prawdą o sobie i o świecie. W ciszy opadają wszelkie wyobrażenia, złudzenia i maski. W ciszy nie przejdzie żaden tani tekst, bo każde słowo jest weryfikowane najgłębiej, jest odzierane z powierzchowności. Cisza otwiera nas na nasze prawdziwe pragnienia i lęki, oddzielając je od wygórowanych oczekiwań innych ludzi wobec nas.

Cisza zawiera w sobie wszelką potencjalność. W niej wszystko powstaje i do niej wszystko wraca. Cisza jest źródłem naszej prawdy, siły, świadomości. Trwając w ciszy, trwasz w prawdzie o sobie, poznajesz siebie, swoją istotę. Doświadczasz tego, co jest. Atmosfera oczyszcza się z „Powinnam/ powinienem…”, „Nie wolno mi…”, „Muszę…”. Stajesz oko w oko z „Jestem…” oraz „Pragnę…”, „Potrzebuję…” oraz „Brakuje mi…”.

Czy jesteś gotowy/ gotowa zmierzyć się ze swoją prawdą? Czy masz w sobie tyle odwagi, by tę cichą, często paraliżującą, minutę przed snem wydłużyć jeszcze boleśniej, aż opadną złudzenia, wyobrażenia i zakłamanie? Czy jesteś w stanie wziąć w ramiona swoje najcichsze tęsknoty i odpowiedzieć na nie?

Wyłącz wszelkie źródła dźwięku. Zanurz się w siebie. Trwaj w obecności.