Kategorie
Bez kategorii

Grzech

Nauczono mnie w dzieciństwie, że grzech oddziela nas od Boga. Człowiek jest słaby, skażony grzechem pierworodnym. Wąż skusił Ewę, Ewa Adama i poszło na cały świat. Wszyscy więc upadamy z natury. Oczywiście, piszę to wszystko w wielkim skrócie.

Katechizm Kościoła Katolickiego głosi:
1849 Grzech jest wykroczeniem przeciw rozumowi, prawdzie, prawemu sumieniu; jest brakiem prawdziwej miłości względem Boga i bliźniego z powodu niewłaściwego przywiązania do pewnych dóbr. Rani on naturę człowieka i godzi w ludzką solidarność. Został określony jako „słowo, czyn lub pragnienie przeciwne prawu wiecznemu” (św. Augustyn).

1855 Grzech śmiertelny niszczy miłość w sercu człowieka wskutek poważnego wykroczenia przeciw prawu Bożemu; podsuwając człowiekowi dobra niższe, odwraca go od Boga, który jest jego celem ostatecznym i szczęściem.
Grzech powszedni pozwala trwać miłości, chociaż ją obraża i rani.

1857 Aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie trzy warunki: „Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą” (Jan Paweł II).”

Podsumowując – grzech jest wykroczeniem, jest czynem, słowem lub pragnieniem przeciwko Bogu. Powszedni obraża i rani miłość w człowieku, a śmiertelny niszczy.

Zawsze byłam uważna na kazaniach w kościele czy na lekcjach religii w szkole. Wychowano mnie w przekonaniu, że grzeszę, bo taką mam paskudną i ohydną naturę, bo mam nędzne ciało pełne grzesznych żądz, a do tego jestem kobietą, a wiadomo, że to od Ewy wszystko się zaczęło. Bardzo dobrze pamiętam rekolekcje, na których uczestnicy mieli wypisać na kartkach swoje największe słabości, a potem przybić je za pomocą gwoździ do drewnianego krzyża. Zupełnie tak, jak Chrystusa ukrzyżowano. To było dla mnie tak mocne przeżycie, że dochodziłam do siebie przez kilka dni… Z naturą i ciałem nie wygrasz, stąd ciągle te same słabości, upadki i grzechy – odwracanie się od Boga i zrywanie z Nim relacji, a przez to ciągła potrzeba spowiedzi – nawrócenia, powrotu do bliskości z Bogiem.

Wszyscy wierzący znają to doskonale. Ale… Czy to nie wygląda trochę na czysto ludzkie zmaganie, spisane z góry na porażkę? Grzeszymy, bo taka nasza natura. Ranimy Boga, potem Go przepraszamy i prosimy o wybaczenie. Potem jakiś czas jesteśmy czyści i grzeczni, aż znowu nasza grzeszna natura wygra i odwróci nas od Boga. Tym bardziej, jeśli w grę wchodzą nałogi. Paranoiczne błędne koło!

Jeśli doświadczasz autentycznie bliskiej relacji z Bogiem, doświadczasz pełni, Twoje najgłębsze pragnienia są zaspokajane w obfitości, to jakim cudem jesteś w stanie odwrócić się od tego i zerwać tę relację? Czy będąc w szczęśliwym małżeństwie, pełnym miłości i wszystkiego, czego potrzeba, da się tak nagle odwrócić i zerwać? W imię czego? Słabej natury? Czym zatem tak naprawdę jest owa „grzeszna natura”? I czy da się w ogóle zerwać relację z Bogiem?

„Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata”

J 1, 29.

Cofnijmy się zatem do historii grzechu pierworodnego. Wąż zwiódł człowieka, bo wmówił mu, że Bóg coś ukrywa, że człowiek nie żyje w pełni lecz w nieświadomości. Zrodziło się pragnienie skosztowania owocu z drzewa poznania dobra i zła. Człowiek uwierzył, że w Bogu nie ma pełni ani prawdy, że trzeba szukać poza Nim. Czujecie to? To jest największy grzech, z którego wynikają wszelkie upadki i słabości. Uczynki moralnie naganne są dopiero wynikiem naszego odwrócenia się od Boga, a nie przyczyną. Najpierw musisz uwierzyć, że w Bogu nie znajdziesz tego, czego szukasz, żeby zacząć szukać poza Nim – grzeszyć.

To jest największy problem i powód, dla którego wracamy do konfesjonału z ciągle tą samą listą przewinień. Bo uwierzyliśmy, że Bóg jest zbyt daleko, by zajmować się nami. Daliśmy sobie wmówić, że On nie zaspokoi naszych potrzeb, a nasze szczęście jest ciągle gdzieś poza zasięgiem sieci, a nie w Nim. Szukamy spełnienia w posiadaniu rzeczy i/lub ludzi, we władzy, używkach, wszędzie, tylko nie w Źródle. To nas rani, ranimy tym innych. Im dalej jesteśmy od Źródła, tym bardziej wierzymy iluzji, złudzeniom i nie pozwalamy Miłości, by nas przemieniała.

„Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie, i miały je w obfitości”

J 10, 10.

Czy coś to w Tobie zmienia?