Kategorie
Bez kategorii

Kim jesteśmy, dokąd tuptamy, drogie Mamy…?

Oddałam swoim dzieciom 6 lat życia. Podporządkowałam się im całkowicie. Nie dyskutowałam z losem, nie buntowałam się. Zrobiłam to dobrowolnie. Uznałam, że tak będzie najlepiej. Czas pokazał, że każda inna decyzja byłaby o wiele trudniejsza w realizacji, z wielu przyczyn. A teraz moje dzieci idą do szkoły i przedszkola. Nadszedł czas na odcięcie pępowiny. Nie dzieciom, lecz mnie. One beze mnie radzą sobie świetnie.

A co ze mną? Mówi się, że dziecko oddziela się od matki nie w momencie, kiedy wyprowadzi się z domu, usamodzielni się finansowo czy zmieni miasto, bo wyjedzie na studia. Dzieje się to w momencie porodu. Już nigdy nie powtórzy się ta bliskość. Z każdym kolejnym dniem dziecko jest coraz dalej. O włos, o oddech, o krok. Jego samodzielność jest na wagę złota i zachwyca każdego rodzica.

Nie chodzi mi o to, że zyskam kilka godzin dziennie na swoje sprawy, kiedy pociechy będą w swoich placówkach. Albo że wreszcie wypiję ciepłą kawę, bo z tym poradziłam sobie już dawno, kupując kubek termiczny. 😉 Podskórnie czuję, że to jest czas stworzenia siebie na nowo i stworzenie tych „swoich spraw”. Odzyskania siebie, swojej wewnętrznej równowagi, samodzielności także. Czas odkurzenia swoich marzeń i planów. Czas poszukiwania możliwości na realizowanie siebie na wielu płaszczyznach, bo do tej pory byłam mamą na dwa etaty, dzień i noc.

A kim ja jestem poza byciem mamą? Kim chcę być? Jaki przykład chcę dać swoim dzieciom, jaki wzór kobiety – żony – matki chcę im przekazać? Myślę, że to jest dobry czas na szukanie odpowiedzi na te pytania. Na założenia, czego nie chcę, także. Wierzę, że przed nami wiele lat wspólnego życia, a żadnej chwili nie uda się powtórzyć ani zatrzymać. Natomiast ja zatrzymać się potrzebuję, by podjąć decyzje zgodne z tym, co czuję, a następnie ruszyć z kopyta w życie i dotrzymywać mu kroku. Dotrzymywać kroku sobie samej i im.

„Nic dwa razy się nie zda­rza

i nie zda­rzy. Z tej przy­czy­ny

zro­dzi­li­śmy się bez wpra­wy

i po­mrze­my bez ru­ty­ny.

Choć­by­śmy ucznia­mi byli

naj­tęp­szy­mi w szko­le świa­ta,

nie bę­dzie­my re­pe­to­wać

żad­nej zimy ani lata.”

Wisława Szymborska
Kategorie
Bez kategorii

Wolność

Odkąd zaczęłam zauważać różnice między chłopcami a dziewczynkami, żałowałam, że nie urodziłam się facetem. Im wolno więcej, a mniej się wymaga. Chłopcy mogli rozrabiać, ganiać się, hałasować, brudzić, kłócić, bić, być agresywnymi, walczyć o swoje, walczyć o wpływy, przepychać się, być przebojowymi, mieć słabsze oceny w szkole, a i na wagary przymykało się oko. Bo to chłopcy, norma. A dziewczynki? One powinny być grzeczne, ciche, posłuszne, kulturalne, wiecznie uśmiechnięte, życzliwe, wstydliwe, ułożone, mieć super oceny w szkole, najlepsze sprawowanie, bez prawa do swojego zdania, bez stawiania granic, bez sprzeciwu, kłótni, ambicji i walki o swoje. Bo to niegrzeczne.

„Powinnam urodzić się facetem” – mówiłam tak, bo byłam święcie przekonana, że tak by było łatwiej. Wtedy mogłabym żyć w zgodzie z tym, czego chcę, potrzebuję, jaka jestem. Wierzyłam w to przez większość swojego życia. Dopiero w ciele mężczyzny mogłabym być prawdziwie sobą, bo jako kobieta nie spełniam oczekiwań świata. Chore!

Mam swoje zdanie, określony system wartości, ambicje, plany, marzenia, silny charakter, potrzebę stawiania granic, potrzebę wolności i samotności. Nie potrzebuję pytać mężczyzn o zdanie, zgodę czy błogosławieństwo. Nie znoszę, gdy ktoś próbuje narzucić mi, jaka powinnam być, w imię stereotypów czy innych chorych wymysłów. Nie leży mi kościelna wizja kobiecości, która krzywdzi i ogranicza. Nie zgadzam się na narzucanie z góry, co kobiecie wolno, a czego nie. Gdyby taką osobowość zamknąć w ciele mężczyzny, wszystko byłoby ok. Nikogo by to nie zdziwiło nawet w kręgach prawicowych. Ale w ciele kobiety? To brzydkie jest. To feminizm. A feee…

Gdy zaszłam w pierwszą ciążę i okazało się, że urodzę dziewczynkę… Spanikowałam. Byłam przerażona faktem, że będzie ona musiała przejść to samo, co ja, że zostanie stłamszona i uformowana od nowa zgodnie z tym, czego oczekuje otoczenie i Kościół. Nikt nie zrozumie, nie uszanuje tego, kim ona naprawdę jest, kim pragnie być. Wtedy myślałam, że tak trzeba, że inaczej się nie da, nie można. Bo przecież jedynie słuszna wizja kobiecości to ta najczystsza, pokorna, cicha, skryta, błogosławiona między niewiastami…

Wiele wody musiało upłynąć, zanim zrozumiałam, że tak się nie da żyć. To najkrótsza droga do frustracji, nałogów, depresji, nerwic i innych problemów. W imię czego? Kto najbardziej skorzysta na tym, że kobiety całkiem zrezygnują z siebie? Zapomną o ambicjach, pragnieniach, porywach serca, najskrytszych marzeniach, o swojej sile i jedności?

„Dla innych to feminizm. Dla mnie po prostu wolność”