Od samego rana zastanawiam się dziś nad tym, czym lub kim jest dla mnie Duch Święty. Chyba właśnie znalazłam odpowiedź na to, dlaczego przez pół dnia bolała mnie głowa… 😉 Nie były to łatwe rozważania. Odkąd zmieniłam swoje podejście do wiary – odrzuciłam dawne, fałszywe obrazy, wyobrażenia i złudzenia, zdążyłam pójść na wschód i wrócić – ani razu nie wzięłam na warsztat pojęcia, jakim jest Duch Święty. Myślę, że święto Zesłania Ducha Świętego jest najlepszym momentem, by zmierzyć się z tematem.
We wspólnotach modlitewnych, do których należałam, Ducha Świętego przedstawiano najczęściej pod postacią wiatru, deszczu, ognia i gołębicy. Wiatr ożywiał i wiał, gdzie chciał, deszcz oczyszczał, ogień rozpalał serca, a gołąb był symbolem delikatności. Przyznaję, zawsze lubiłam piosenki do Ducha, od których zaczynały się spotkania wspólnot. Zazwyczaj od piosenek się zaczynało i na nich kończyło temat Ducha Świętego. Tak sobie myślę, że chyba trochę marnie, zważywszy na fakt, że jest On trzecią Osobą Trójcy Świętej, równy Bogu i Chrystusowi. A kim jest dla mnie?
W moim doświadczeniu modlitwy i relacji z Bogiem, Duch Święty jawi się jako jedność, pokój, pragnienie oraz zaproszenie. Jedność, kiedy wierzący spotykają się na modlitwie, zawiązuje się wspólnota i wszyscy zgodnie szukają bliskości z Bogiem. Jedność, która wykracza poza wszelkie ramy i normy, dla której nie ma ograniczeń pod postacią dogmatów czy prawd wiary, miejsca czy czasu. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. 🙂 Pokój, kiedy bliskość Chrystusa koi nasze serca umęczone słabością i oddzieleniem. Pokój, jako znak, że zmierzamy w dobrym kierunku. Pragnienie, które w każdym z nas jest wiecznie żywe i nieustannie kieruje nas ku pełni, którą jest Chrystus. Pragnienie, wypływające z najgłębszych zakamarków naszych serc, które wpisane jest w naszą istotę. Pragnienie, które tak często interpretujemy niewłaściwie i szukamy sposobów na jego zaspokojenie w świecie zewnętrznym. Zaproszenie, by to pragnienie odnajdywać, odkrywać, uwrażliwiać się na nie, za tym pragnieniem iść i zatracać się w Miłości.
Duch Święty jest dla mnie realnym, wewnętrznym poruszeniem, namacalnym głodem Boga, tęsknotą za trwaniem w obecności. Im częściej się temu poddaję, tym szybciej odnajduję i mocniej odczuwam kolejne zaproszenia, by pójść dalej i głębiej.
Nie jestem teologiem, nie porywam się więc na przytaczanie fragmentów Pisma Świętego i analizowanie ich krok po kroku, słowo po słowie. Opowiadam tylko o moich osobistych doświadczeniach.
A jakie są Wasze?