Kategorie
Bez kategorii

Czy jestem wierząca?

To pytanie w naszym kraju, naszym kręgu kulturowym pada zawsze w odniesieniu do wiary w Boga w Trójcy jedynego, do religii jedynej słusznej – katolickiej. Bo, wiadomo, innych religii nie ma. 😉 Śmichu – chichu, a ja sama tak myślałam przez większość życia. Innej opcji nie brałam pod uwagę bo to grzech przecież. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną!” etc. Jeśli w coś wierzysz, to wiadomo o Tobie już wszystko. Jeśli mówisz, że nie wierzysz, to też wiadomo o Tobie wszystko. Oni wiedzą. Wiedzą lepiej od Ciebie. Wszechwiedzący osądzający w imię miłości Chrystusowej.

A ja powiem Wam, że odkąd odeszłam z KK i przeszłam proces oczyszczenia, uwolnienia od ograniczających przekonań (temat grzechu, szatana, piekła, potępienia, wstydu i, oczywiście, poczucia winy miały zdecydowany wpływ na całe moje życie), poczułam wreszcie duchową wolność. Nigdy wcześniej nie byłam tak głęboko wierząca, jak teraz. Nawet wtedy, gdy chodziłam na msze i adoracje codziennie. Dlaczego tak jest? Mam swoją teorię.

Temat grzechu, szatana i zbawienia, które pochodzi z zewnątrz (w KK zbawienie przez krzyż pochodzi od boga, który jest w niebie) dotyczy wyłącznie religii. Poza nią nie ma grzechu pierworodnego – wrodzonego poczucia winy i wiecznego lęku przed potępieniem ani ślepego oczekiwania, że ktoś inny da mi to, czego najbardziej potrzebuję. Człowiek jest słaby, upada, dlatego potrzebuje księży, ekhm… znaczy bożej łaski i sakramentów, aby się oczyścić. Do kolejnego upadku, kiedy to znowu potrzebuje księdza. Sakramentu. Damn it! Kiedy wyrwałam się z tego systemu, kiedy uwolniłam się z tej hierarchii, nagle uruchomiły się w mojej głowie funkcje do tej pory zablokowane pod pretekstem grzechu. Otworzyły mi się oczy, wróciło samodzielne myślenie. Bez lęku i poczucia, że ksiądz zawsze wie lepiej. I to jest clue całej sprawy: wolność. Wolność od lęku i poczucia winy, a są to dwa potężne religijne oręża do manipulowania, wykorzystywania i zniewalania nieświadomych, zagubionych owieczek. Ta wolność mnie ocaliła.

Nie boję się potępienia, bo tu, gdzie jestem, nie ma potępienia. Potępiana byłam w kościele. Nie boję się już grzechu, bo poza religią nie ma grzechu. Nie boję się piekła, bo przez nie przeszłam i przetrwałam. Nie boję się, że nie zasłużę na zbawienie z zewnątrz, bo to obłuda. A krzyż – cierpienie wcale nie uszlachetnia. Niszczy człowieka doszczętnie, upadla, miesza z błotem. Uszlachetnia powstawanie z bagna, oczyszczenie, wewnętrzna siła. Nie ma dla mnie miejsca w religii, bo już się nie boję. Nie ma takiego argumentu w religii, bym zechciała tam zostać i nadal pozwalać na upodlenia.

Kiedy odeszłam z kościoła, przestałam się bać i zaczęłam wierzyć naprawdę. Weszłam w duchowość daleką od jakichkolwiek religii. Za lęk podziękuję, już mi wystarczy.

Religia jest dla ludzi, którzy boją się
piekła.
Duchowość jest dla tych, którzy
już tam byli.

David Bowie
Kategorie
Bez kategorii

Strach ma wielkie oczy

Uwielbiam Halloween. Uwielbiałam od dziecka, ale katolickie środowisko skazałoby mnie na potępienie, gdybym się do tego głośno przyznała.

Noc, mgła, pożółkłe drzewa, zapach wilgotnej trawy i ziemi, samotny spacer w świetle księżyca. Rok temu była pełnia. W domu dynie i dyniowe wypieki z korzennym aromatem, świeczki, półmrok, mroczny klimat, Harry Potter… Ale też świadomość, że jedyną pewną kwestią w życiu jest śmierć, rozmyślanie nad nią, nad swoim życiem i jego sensem, wspominanie swoich zmarłych przodków i zastanawianie się, jak wiele im zawdzięczam… Po prostu uwielbiam ten melancholijno – nostalgiczno – magiczny czas, w którym podobno granica między światem żywych i umarłych jest najcieńsza. Podobno. 😉

W szkole Halloween było zakazane. Bawiło mnie to, bo andrzejki z wróżbami co roku były organizowane. Jedne magiczne imprezy dozwolone, a inne śmiercionośne, szatańskie i złe?

Koleżanki i koledzy patrzyli na mnie podejrzliwie, gdy proponowałam zorganizowanie czegokolwiek samodzielnie w domu. Rodzice też nie tolerowali takich pomysłów. O Kościele nie wspomnę…

A może jednak wspomnę, bo warto. Znowu Kościół, który straszy, przestrzega, grozi, zastrasza, potępia, wyśmiewa, obraża tych, którzy się nie boją. W takim środowisku wzrastałam – ograniczeń religijnych, najczęściej nie popartych rzeczowymi argumentami. W środowisku ludzi, którzy żyli w strachu i bali się nawet weryfikowania tego, w co wierzą, bali się zadawania pytań, kwestionowania czegokolwiek. Bali się samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji. Co ksiądz powiedział, to święte. Na wieki wieków amen!

A mi to nie wystarczało. We wszystkim doszukiwałam się głębi. Także w lęku, a gdy okazywał się pusty i powierzchowny – odrzucałam go. Dlatego nie boję się obchodzić Halloween w swoim domu, z dziećmi. Ten dzień to świetny pretekst do oswajania ich z przemijaniem i śmiercią. Wychowuję je w świadomości, nie w irracjonalnym strachu.

Nie mogę się już doczekać tego dnia, uwielbiam jego tajemniczą energię. 🙂 A może w tym roku, zamiast propagować amerykański zwyczaj, przedstawię dzieciom historię naszych rodzimych Dziadów? Czyż nie jest to idealny moment na rozmowy o słowiańskiej kulturze, która została zagłuszona i wykorzystana przez katolickie obrzędy religijne? Przecież w szkole nikt im o tym nie opowie. Jakby poza religią nie istniał żaden świat. A ja już wiem, że w owym „poza” dzieje się wszystko.

Świadomość, nie lęk. Nie tylko w Halloween.